niedziela, 12 maja 2013

6. W poważnym stanie

W Hogwarcie właśnie trwał obiad. Uczniowie zmęczeni po całym dniu edukacji zbierali się w Wielkiej Sali, aby w końcu spokojnie coś zjeść. Przy stole Gryfonów trwała ożywiona dyskusja szczególnie pomiędzy starszymi rocznikami. Ktoś puścił informację, że już niedługo zaczną się treningi quidditcha. Pierwszoroczniacy mogli tylko się temu przysłuchiwać, bo nie byli dopuszczeni do dyskusji, ale się cieszyli. Nowy dyrektor pozwolił im dołączać do drużyn domów.
-Myślicie, że mamy jakieś szanse dostać się do drużyny? -zapytała nieśmiało Lily swojej przyjaciółki i innych ze swojego roku. Ci tylko smętnie zaprzeczyli głowami.
-Spokojnie Lily. Teraz każdy ma szansę się dostać. Mamy wolne dwa miejsca. Potrzebujemy ścigającego i szukającego. -powiedziała Elena, która dopiero teraz przyszła.
-Ta, dopisz jeszcze do tej list dwóch nowych pałkarzy -powiedział Teddy Lupin. Czując na sobie zaciekawione i smętne spojrzenia ludzi ze swojego domu postanowił sprostować swoją wypowiedź. -Chłopaki mają przechlapane. Ciocia zabrała im miotły i nie ma zamiaru im ich oddać. Obiecała, że ich ukarze  , to się chłopakom dostało.
-Ta, mamy przerąbane i nawet tata tego nie odwróci. Mama nadal jest na nas wściekła. -powiedział James, który pojawił się jakby znikąd. Za nim, jak jego cień podążał Albus.
-Ta kobieta mnie przeraża. Była prawie tak czerwona jak jej włosy. Wrzeszczała i o mały włos nie rzucała różnymi przedmiotami, a pod ręką naprawdę miała kilka niebezpiecznych rzeczy -westchnął Albus. W oczach dalej widać było strach. Ginny naprawdę miała temperament. Gorący, nieokiełznany, a przede wszystkim zabójczy. Dosłownie.
Violet bawiła się swoimi włosami totalnie olewając jej znajomych, rozmawiających o lukach w drużynie quidditcha. Nie interesowało ją  to i nie rozumiała dlaczego cała drużyna musi się zbierać i o tym negocjować. Zwłaszcza w Wielkiej Sali! Przecież każdy mógł ich usłyszeć. Czy im już padło na mózg? Po lekcjach można spotkać się w lochach, wypierdzieli się pierwszoroczniaków z pokoju wspólnego jednym gestem i po sprawie, ale nie...oni muszą gadać tutaj. Kapitan drużyny Ślizgonów, Cam, właśnie mówił, że planuje nabór do drużyny. Brakuje im jednego ścigającego, dzięki Bogu tylko jednego.
-Violet? Violet słuchasz mnie?- Blondynka przestała bawić się włosami i spojrzała na chłopaka. Jego niebieskie oczy wręcz czarowały, a kasztanowe loczki robiły wrażenie.
-Nie- odpowiedziała szczerze i oparła się łokciem o stół.
Cam westchnął.
-Violet, to dla nas poważna sprawa. Potrzebujemy ścigającego, inaczej możemy nie startować w zawodach.
Violet zastanowiła się chwilkę.
-No dobra, masz rację. Ja chcę wygrać. Kiedy planujesz zrobić ten nabór?
-Porozmawiam z naszym opiekunem i załatwię nam boisko na za trzy dni. Będzie ci pasować?
-Jej pasować?- zadrwiła sobie jedna ze ślizgonek.
Violet spojrzała na nią swoimi chłodnymi oczami. Porsha Law, wysoka brunetka o niebieskich oczach. Usta Violi wykrzywiły się w drwiącym uśmiechu. I one kiedyś się przyjaźniły? Aż śmiać się chce...
-Droga Porsho, tutaj twoje zacne zdanie się nie liczy i inni też je mają gdzieś. Ty, możesz nawet nie startować w tym naborze bo pewnie nawalisz już na starcie- syknęła i opuściła Wielką Salę. W końcu zaraz zaczyna się kolejna lekcja...


Kilka minut po zakończeniu obiadu, Scorpio obserwuje Lily i niecierpliwie czeka, kiedy ona w końcu wypije to głupie picie. Wystarczy jedna kropelka... w końcu. Wytężył swój wzrok maksymalnie i patrzył się w butelkę z wodą, którą podniosła rudowłosa. Już odkręcała korek... tylko chwila, moment.
-Lily, dasz łyka? -zapytał czarnowłosy chłopak, który pojawił się przy swojej siostrze. Dziewczyna chętnie oddało picie bratu. Ten nawet nie patrząc na trochę dziwny odcień wody wziął butelkę do ręki i wypił połowę jednym duszkiem. Scorpio syknął. "To nie tak miało być! Cholera, cholera, cholera!"- myślał zdenerwowany chłopak.
Albus oddał Lily picie i zaczął kierować się w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Wszystko stało się tak szybko. Chłopak skulił się i upadł na kolana. Czuł jakby mu ktoś wbijał igły w całe ciało. Wierzgał i rzucał się. Paraliżowało go od środka. Myślał, że zwariuje. Słyszał jak coś do niego krzyczą. Ale to było takie niewyraźne. Albus? Chyba tak się nazywał. Tak, Albus. Otworzył na chwilę oczy. Zobaczył swojego brata. Dalej była tylko ciemność.
Scorpius oddalił się od miejsca całego zdarzenia. Musiał znaleźć swoją siostrę. Znaleźć i zabić. Avada Kedavra będzie jak znalazł. To wszystko jej wina. Jeżeli ich złapią zezna wszystko na jej niekorzyść. Ta małpa jest starsza i teoretycznie mądrzejsza. Mogła pomyśleć, że ten cały żabi jad może nie trafić do Lily, tylko do kogoś innego. Chłopak nie miał zamiaru wylecieć ze szkoły już na pierwszym roku. "Ares może zeznać, że byłem z nim. Jestem kryty." -pomyślał przyśpieszając kroku. Jego siostra pewnie przesiaduje na błoniach i próbuje unikać słońca.


-Harry, co my z tym zrobimy?- spytała troskliwym głosem Ginny podchodząc do okna i zerkając na dziedziniec.
Harry siedział na fotelu, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
-O co dokładniej chodzi?- spytał wreszcie.
Ginny westchnęła poirytowana.
-Obawiam się, że możemy mieć problemy z Malfoy'ami- odparła.
-Dlaczego?- Harry spojrzał jej w oczy.
-Nasi synowie, Albus i James bez przerwy się powstrzymują, aby nie zrobić krzywdy Violecie Malfoy, dodaj do tego fakt, że Scorpius bardzo dokucza Lily. Mam co do tego złe przeczucia.- Przez cały czas Ginny spoglądała przez okno, jakby miało się tam coś zdarzyć.
-To u Malfoy'ów normalne...chociaż masz rację. Czytałem kartoteki tego rodzeństwa i Violet ma bardzo imponującą opinię w Slytherinie. A jej bart nie jest wcale gorszy. Dodać do tego to, że ich ojcem jest Draco. Nigdy nie zapomnę jak bardzo irytujący był kiedyś...
-Co to oznacza?- tym razem to Ginny zadała pytanie.
Harry wstał i stanął dokładnie naprzeciwko niej.
-Musimy mieć ich na oku, aby kontrolować sytuację. Być może okażą się mądrzejsi niż Draco, ale równie dobrze, mogą być jeszcze gorsi.
Ginny spuściła głowę.
Harry położył jej rękę na ramieniu.
-Będzie dobrze. Nie dopuszczę do żadnych konfliktów.
-Od samego początku nie pochwalałam tego, że Violet zaczęła się tutaj uczyć. Teraz jeszcze doszedł Scorpisus...
-Ginny, a co miałem zrobić? Oni są czarodziejami, czy nam się to podoba czy nie, muszą się tutaj uczyć. Posłuchaj...-westchnął.- Nie pozwolę, żeby cokolwiek się wydarzyło złego. Obiecuję.
Ginny zrobiła krok do przodu i wtuliła się w Harry'ego. Mężczyzna lekko się nachylił, żeby pocałować swoją żonę, ale przerwało mu gwałtowne otworzenie się drzwi. Do pomieszczenia wpadł Ron, a za nim Hermiona. Ginny spojrzała na nich zdezorientowanym wzrokiem. Zazwyczaj, jak chce się wejść do pokoju dyrektora, należy najpierw zapukać.
-Harry, musicie iść z nami -wysapała Hermiona. Widać było, że musiałai z mężem biec, aby jak najszybciej się tutaj dostać.
-Co się stało? -zapytał dyrektor Hogwartu. Widział, że jego przyjaciele są przerażeni, a Ron wyglądał, jakby zbierał się, żeby coś mu powiedzieć. -Ron, wyduś to z siebie -zachęcił go.
-Chodzi o to, że... Albus jest w skrzydle szpitalnym i nie wiadomo, co mu jest -szepnął. Czarnowłosy nie wiedział, co ma powiedzieć. Albus... jego syn. Przez moment pozostawał w bezruchu, ale odważył się spojrzeć Ginny w oczy. Wymamrotał tylko jedno słowo.
-Chodźmy.


W skrzydle szpitalnym jak zawsze roiło się od uczniów. Nie było dnia, żeby już trochę podstarzałej pani Pomfrey nie odwiedziła przynajmniej jedna osoba. Kobieta już przywykła do dziwnych dolegliwości, a w szczególności pamiętała wybryki obecnego dyrektora. Tak, Potter to była istna zmora, kiedy się tutaj uczył. Uśmiechnęła się do wspomnień, ale znów się zasmuciła, kiedy spojrzała na swojego nowego pacjenta. Nie miała zielonego pojęcia, co temu chłopcu dolega. Wyglądało na to, że wypił jakąś nieznaną jej truciznę. Przynajmniej na to wskazywały jego dolegliwości.
Westchnęła i przyłożyła zimny ręcznik do czoła Albusa. Przynajmniej tyle może dla niego zrobić. Zbicie gorączki byłoby krokiem naprzód, a jeżeli nawet to się nie uda może dojść do jego śmierci. Wzdrygnęła się, kiedy usłyszała jak drzwi się otwierają, a do pomieszczenia wbiegają Harry, Ginny, Ron i Hermiona. Pani Pomfrey zaczekała aż podejdą do łóżka, przy którym stała. Nie czekała nawet na pytanie, tylko od razu pośpieszyła z wyjaśnieniami.
-Nie wiem. Zawiadomiłam Szpital św. Munga, niedługo ktoś powinien się zjawić. Wydaje mi się, że wypił jakąś truciznę, ale to jest nierealne. W Hogwarcie jeszcze nigdy czegoś takiego nie było -nikt jej nie odpowiedział. Harry i rudowłosa nauczycielka transmutacji kiwnęli głowami na znak, że rozumieją. Ich syn leżał nieruchomo. Był blady i ciężko oddychał. Ginny usiadła przy krześle obok jego łóżka i pogładziła go dłonią po czole. Kobiecie po policzkach zaczęły spływać łzy.
-To nie jest możliwe, żeby sam coś wypił. Do trucizn trzeba mieć dostęp, więc ktoś mu pewnie dolał coś do napoju -powiedziała Hermiona opierając się na ramieniu męża. -Zresztą trucizny powodujące takie szkody w organizmie są rzadkie i bardzo trudno je zdobyć. Ta prawdopodobnie należy do tych zakazanych i nie można nawet w celach badawczych jej pozyskiwać. -znów nastała cisza. Harry w myślach przyznał jej rację. Uśmiechnął się smutno, Hermiona, zawsze potrafiłaś wszystko wydedukować i zachować trzeźwość umysłu. -pomyślał Potter.
-Nie ma w szkole ksiąg z opisem trucizn i odtrutek? -zapytał Ron, mając nagły przebłysk geniuszu. Wszyscy na niego spojrzeli ze zdziwieniem. Przecież Luna może im pomóc!
-Pójdziemy do lochów, zapewne ma teraz lekcje -powiedziała Hermiona i załapała swojego męża za rękę. Razem, szybkim krokiem wyszli z sali.
Harry podszedł do Ginny i położył jej ręce na ramionach. Kobieta podniosła na niego smutne i załzawione oczy. Wesołe ogniki, które tam zazwyczaj igrały znikły. Mężczyzna nie wiedział jak ma ją pocieszyć. Pocałował ją w policzek i usiadł obok niej.


Na dworze świeciło słońce, było przyjemnie. Wielu uczniów Hogwartu spędzało czas wolny na dworze, aby zrelaksować się przed kolejną lekcją. Wśród tych osób, były Elena i Violet. Ta pierwsza siedziała po turecku na brzegu jeziora i pisała zadanie na Historię Magii, zaś blondynka siedziała obok i ogrzewała się w słońcu.
Elena nie mogła się skupić na zadaniu, tak naprawdę, to nie musiała nic pisać. To był tylko pretekst do tego, żeby zastanowić się nad odpowiednimi słowami, żeby powiedzieć Violet o co prosili ją James i Albus.
-Napisałaś już?- spytała Violet gdy Elena zapatrzyła się w jeden punkt nad jeziorem, po tych słowach oprzytomniała.
-Tak.- Zamknęła zeszyt i schowała go do swojej torby.- Słuchaj...jest sprawa...
-Hm?- Violet spojrzała na przyjaciółkę. Zauważyła, że dziewczyna przygryza wargę ze zdenerwowania. To ją jeszcze bardziej zainteresowało.- Już teraz się nie wykręcisz. Gadaj.
Elena wzięła głęboki wdech i odwzajemniła spojrzenie.
-Chodzi o to, ze Albus i James poprosili, mnie, żebym miała na ciebie oko, abyś nie zrobiła nic Lily.- Nie dała dojść jasnowłosej do słowa, choć ta wyraźnie otwierała usta, aby się wtrącić.- Violet, obydwie wiemy, że jesteś zdolna do najgorszych czynów. Wiem, jak bardzo nie cierpisz Potterów, ale tutaj muszę się z nimi zgodzić. Nie rób nic przykrego Lily.
Violet przez chwilę wpatrywała się w nią w ciszy. To co powiedziała ją zaskoczyło. Czy wiedziała o jej planie? Czy coś podejrzewała? Nie powiedziała jednak nic więcej, co trochę uspokoiło Violet. Nie zamierzała jej nic mówić. Po chwili zastanowienia zaśmiała się.
-Proszę cię...co niby miałabym jej zrobić? Zmienić w skrzata? Na oczach wszystkich? I ryzykować wydaleniem ze szkoły?- Violet od zawsze była genialną aktorką. Wiedziała jednak, że nawet gdyby dowiedziała się o tym, co się stało Lily (i tak się pewnie dowie) to nie byłoby żadnych dowodów na Violet.
Elena się przez chwilę zastanowiła. To co mówiła Violet miało sens, nie ryzykowałaby, ponieważ jakby wtedy patrzono na rodzinę Malfoy'ów? To doprawdy nie miałoby sensu.
-Masz rację...
-VIOLET!!!- Dziewczyny usłyszały jak ktoś wykrzykuje imię blondynki i obydwie spojrzały w kierunku wejścia do szkoły. Ku nim biegł Scorpius ze wściekłością wypisaną na twarzy.
-Poczekaj chwilę- powiedziała Violet i poszła do brata. Spotkali się w połowie drogi.- Czemu tak drzesz ten ryj?
- Bo Lily nie wypiła tego durnego napoju tylko Albus! To twoja wina! Mogłaś przewidzieć, że ktoś inny wypije to głupie picie.
Violet zamurowało. Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego. Musi znaleźć jakiś sposób, żeby to odkręcić. Musi pogadać z obrazem, gdzie znajduje się założyciel Slytherinu, on będzie wiedział co robić.
-Wiem co trzeba zrobic, wracaj do szkoły i udawaj, że nic nie wiesz- rozkazała, odwróciła się do niego plecami i wróciła do Eleny.
Scorpius z trudem powstrzymał się przed wyjęciem różdżki i rzuceniem na swoją siostrę jakiegoś zaklęcia. Bardzo nie lubi, gdy ktoś mu rozkazuje. Ale tutaj Violet ma racje. Nie może zwracać na siebie uwagi.
Niespodziewanie do Eleny i Violet podbiegł James, bardzo zmartwiony.
-Elena...coś złego dzieje się z Albusem... -dziewczyna z początku wyglądała jakby ją piorun uderzył. Spojrzała podejrzliwym wzrokiem na swoją przyjaciółkę, jednak Violet nie dawała po sobie niczego poznać.
-Idziemy do niego. Ty też -powiedziała brunetka patrząc na jasnowłosą. James otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale kuzynka go wyprzedziła.
-Wiem, że się nie lubicie, ale jeżeli to jest poważne to trzeba go odwiedzić i dowiedzieć się, co jest grane -powiedziała tonem głosu, który nie znosił sprzeciwu.
-Ja nie idę. To jest wasz problem -powiedziała panna Malfoy i zaczęła iść w kierunku szkoły. Nie mogła pozwolić, żeby ktoś się domyślił jej powiązań z tą sprawą. Kiedy przyśpieszyła poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto ją próbuje zatrzymać.
-Powiedziałaś, że nie ryzykowałabyś wydaleniem ze szkoły, więc to przecież nie jest twoja sprawka, prawda? -szepnęła Elena.
-Oczywiście, że nie -prawie krzyknęła dziewczyna. Jej przyjaciółka tryumfalnie się uśmiechnęła i zaczęła ją
ciągnąć za rękę w stronę James'a. Kiedy ta dwójka stanęła w swoim pobliżu atmosfera zrobiła się gorąca. Starali się na siebie nie patrzeć, ale nie było to możliwe. Violet i James nie mogli wytrzymać w swoim towarzystwie więcej, jak pięciu minut, ponieważ w innym wypadku mogłoby dojść do rękoczynów.
-Po co ty w ogóle z nami idziesz? Nie zdziwiłbym się, gdybyś to ty okazała się winowajcą -powiedział James zerkając w kierunku wroga. Odruchowo w tym czasie zacisnął palce na swojej różdżce.
-Nie twój interes chłopczyku, wcale bym się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że to ty przez przypadek wrzuciłeś mu coś do jedzenia -syknęła córka Malfoy'ów. Elena tylko przewróciła oczami i ruszyła przed siebie, w stronę skrzydła szpitalnego. Spodziewała się tam zastać swojego wujka i ciocię, ale to nie powinno stanowić problemu. Z resztą nie mogło być aż tak źle, pani Pomfrey zawsze doprowadzała uczniów do stanu
użyteczności. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej?


Violet poczekała aż wszyscy zasną i udała się do pokoju wspólnego ślizgonów, prosto do ściany gdzie wisiał portret założyciela Slytherinu. Salazar (?) pomógł uknuć plan Violet, więc teraz pomoże go jej odkręcić.
Gdy blondynka wszystko mu wyjaśniła ten zastanowił się przez chwilkę.
-Nie mieszajmy w to twojego brata. Niech nie wzbudza podejrzeń...- mruknął.
-To sama wiem- warknęła blondynka.
-Jeżeli Albus nie dostanie odtrutki to żabi jad go załatwi w przeciągu tygodnia. Ojciec Jaspera zawsze znał się na truciznach i eliksirach. Pogadaj z Jasperem, niech cię do niego zabierze. wyjaśnijcie mu sprawę. Jemu na pewno można zaufać.
Violet zastanowiła się przez moment. Najchętniej nikogo by już nie mieszała w tę sprawę. Mogłaby pozwolić, żeby to Albus zginął, ale tak nie miało być! Na jego miejscu powinna się znaleźć Lily! Nie, ona to odkręci. Musi. Nie ma wyboru.
Wymieniła z założycielem Slytherinu jeszcze kilka zdań i poszła w kierunku dormitorium chłopaków. Zatrzymała się przed drzwiami, za którymi spał zapewne Jazz i wyjęła różdżkę. Szeptem wymówiła zaklęcie i wróciła do pokoju wspólnego. Chwilę później obok niej pojawił się Jasper.
-O co chodzi?
-Jazz...musisz mi pomóc...-powiedziała Violet patrząc na ogień w kominku. 
~*~


90 % winy za tak późne dodanie tego rozdziału biorę na siebie. Reszta należy do Innej xD Aż tak źle chyba nie jest, następny rozdział znając życie szybko się nie pojawi. No wiecie, jest maj, trzeba oceny poprawiać. Ale przynajmniej wakacje blisko :D





~Zawirowana

8 komentarzy:

  1. Aww, przeczytane. c;
    Biedny Albus. :( Ale dobrze, że to nie Lily...
    Violet jest niemiła. >.> Bu, separaniec. xd
    Elena jest fajna. *o*
    James zadziorny i fajny. :333
    Ogólnie rozdział niesamowity!
    Czekam z utęsknieniem na następny. ♥
    Niech Moc będzie z Wami! *o*

    OdpowiedzUsuń
  2. Bosko!! :) Piszcie dalej i szybciej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bosh bardzo mi się podoba Twój nagłówek :3
    Opowiadanie także mi się podoba. Przeczytałam kilka rozdziałów i jest ciekawie. I bardzo z niecierpliwością czekam na kolejny. Daj znać proszę jak coś napiszesz. Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że mamy nowego czytelnika ^^
      Nagłówek zawdzięczamy genialnej Arowanie.
      Rozdział...jakby nie patrzeć, na razie nie mamy w planach go wstawiać :P

      Usuń