wtorek, 16 października 2012

1. Od nowa


 Kobieta o ciemnych włosach, siedzi w brązowym, wygodnym fotelu i pije kawę. Nigdy nie zapomni wydarzeń ostatnich jedenastu lat, wtedy została zgwałcona i brutalnie pobita. Sprawca myślał bowiem, że ją zabił, ale ona nadal żyła. Uparcie czekała na śmierć…tak bardzo ją bolało. Jednak upragniony spokój nie nadszedł. Znalazł ją jakiś człowiek, który od razu zadzwonił po pogotowie. Prosiła wszystkich, żeby ją dobili, żeby przerwali ten okropny ból…na szczęście sam ustąpił po paru dniach. Ona jednak tego nigdy nie zapomniała. Minęło ponad jedenaście lat i pamięta wszystko jak na tacy. W szpitalu dowiedziała się, że zaszła w ciążę z gwałcicielem. Chciała jak najszybciej usunąć ciążę. Z początku lekarze się nie zgadzali, że to jest nielegalne, i że zawsze może oddać dziecko po adopcji. Jednak kiedy stan zdrowia kobiety zaczął się gwałtownie zmieniać, zaalarmowani lekarze chcieli dokonać usunięcia ciąży. Wówczas ona się nie zgodziła. Twierdziła, że kocha to dziecko, i że chce donosić ciążę. Lekarze próbowali ją przekonać…ale ona jest uparta. Mimo, iż ciąża maleńkimi krokami ją zabijała…dziecko, rosło normalnym tempem z tym, że miało mnóstwo siły i łamało jej kości. Żebra, miednica…Jednak kobieta uparcie powtarzała, że kocha swoje dziecko. Lekarze byli bez radni, ponieważ nie znali możliwości płodu, bo jakie dziecko łamie swojej matce kości?
Ale ona nie żałuje. Teraz jej kochany Ares jest tu z nią. Cały czas go wychowuje, nie powiedziała, że jego ojcem jest gwałciciel. Chłopiec ma krótkie, brązowe włosy i czarne oczy. Włosy ma po matce. Wszystko jest z nim w porządku, zero chorób…więc mężczyzna, który jest jego ojcem nie był żadnym upośledzonym dziwolągiem. Jedno tylko dziwi kobietę, albowiem jego znamię na ręku. Nie jest to zwykłe znamię, ponieważ ma kształt czaszki z rozwartą szczęką, z której wychodzi wąż. Kobieta trochę się nim zaniepokoiła, nie miała bladego pojęcia co ono oznacza. Ale teraz traktuje to jak nieprawdę. Nikt nie zwraca na niego uwagi. Żyją tak, jakby go nie było.
Kobieta nigdy nie znalazła sobie męża. Jedyną rodzinę jaką posiada jest Ares. Od zawsze wiodło im się niesamowicie. Niczego im do szczęścia nie brakowało. Dzisiaj zyskała powód do namysłu. Gdy odebrała poczta, wśród paczek, czekał bardzo interesujący list. Widniało na nim imię i nazwisko Aresa. Na kopercie, znajdywał się też…znak Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Czy to znaczy, że Ares jest czarodziejem? Kobieta nie mogła w to uwierzyć. Gwałciciel, musiał być czarodziejem.
List leży na komodzie naprzeciwko niewiasty, która wpatruje się w niego i zastanawia się, czy go otworzyć. Do pierwszego września pozostały niespełna dwa dni. Hm…może to jednak dobrze, że jest czarodziejem? Nie będzie musiała jeździć co miesiąc do szkoły. Tam nauczyciele wszystko załatwiają. Powolnym krokiem podeszła do komody i wzięła list. Otworzyła go i przeczytała. Na kartce było napisane:
Hogwart
Szkoła Magii i Czarodziejstwa


Szanowny panie!
Mamy przyjemność poinformować Pana, że został Pan przyjęty do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Dołączamy listę niezbędnego wyposażenia. Przypominamy, że rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Otrzymaliśmy już sowę, potwierdzającą Pana przybycie.

Dołączamy listę niezbędnego ekwipunku każdego młodego czarodzieja.
Oczekujemy pana 1 września w Hogwarcie.

W wyrazami szacunku
Dyrektor Harry James Potter

Kobieta dwa razy przeczytała list. Potem wyciągnęła jeszcze jedną kartę z koperty. To była lista potrzebnych książek i innych rzeczy. Już oczekują Aresa. Teraz ona musi mu powiedzieć, że jest czarodziejem. Dostała informacje, jak dostać się na Ulicę Pokątną i gdzie kupić mu te rzeczy. Dowiedziała się nawet, że Ares ma konto w Banku Gringotta. Wystarczy się teraz tam dostać. Spojrzała na zegarek. Jest po siódmej. Chłopiec jest zapewne w swoim pokoju i przygotowuje się do snu.
-Ares!- zawołała.
Po chwili na schodach pojawił się mały chłopiec ubrany w niebieską piżamkę z piłkami. W jednej rączce trzyma małego misia.
-Co się stało mamo?- spytał.
-Chodź tu do mnie.- Odłożyła list na stolik i poczekała na synka. Kiedy do niej podszedł, ta położyła mu ręce na ramionach.
-Musimy porozmawiać. Gdybym wiedziała to dowiedziałbyś się wcześniej, ale sprawy potoczyły się inaczej. Mama sama jest bardzo zaskoczona.- Sięgnęła po list i dała mu go.
-Mamo co to jest?- zapytał jak wziął kartkę do rąk.
-To list ze szkoły zwanej Hogwartem. To szkoła dla młodocianych czarodziejów. Ten list informuje nas, że jesteś młodym czarodziejem, i że musisz wybrać się do tej szkoły.
Chłopiec przez chwilę stał i patrzył z niedowierzaniem na mamę. Oczywiście sporo słyszał o szkole magii, ale nigdy nie spodziewał się, że będzie mógł się w niej uczyć. Jest zachwycony i jednocześnie przerażony. Kobieta widząc wahanie syna spytała.
-Kochanie, czy chcesz uczyć się w tej szkole?
Ares nie musiał się długo zastanawiać. Pokiwał głową i przytulił się do matki.
-Naprawę mogę?
-Oczywiście skarbeczku.- Kobieta pocałowała go w policzek i przytuliła.
Niby taki zwyczajny chłopiec, a taki niebezpieczny…
Przy matce umie zachować się przyzwoicie. Jak przystało na małego, niewinnego chłopca. Ile ona rzeczy nie wie…Ona nie wie o żadnych bójkach, o jego mrocznym charakterze…I lepiej, żeby się nigdy nie dowiedziała.

Szła ciemnym korytarzem. Było już późno, a ona powinna być w łóżku. Jednak zabawa ze znajomymi dobrze jej zrobiła. Kiedy w końcu weszła na schody poczuła się bezpiecznie... Chociaż babcia na nią nie nakrzyczy...Brązowowłosa dziewczyna cicho weszła do swojego pokoju i zamknęła drzwi. Nie zapaliła światła, więc nie zauważyła leżącego na podłodze kufra. Potknęła się o niego i wylądowała na łóżku. Przez chwilę nasłuchiwała, czy nikt nie idzie. Miała szczęście. Teren nadal był czysty. Kiedy podniosła swoją głowę, czubkiem nosa trafiła w stare, pięknie oprawione zdjęcie. Na nim widniały sylwetki dwóch osób. Ślicznej kobiety o bujnych, krótkich i różowych włosach oraz trochę wyłysiałego, posiwiałego mężczyzny, któremu nadal było widać brązowe włosy. Mimo kilku zmarszczek był przystojny...Elenie po policzku popłynęło kila łez. Mimo tego, że jej rodzice od 13 lat nie żyli, wciąż nie mogła się pogodzić z ich śmiercią. Pamiętała ich przez mgłę. Miała tylko roczek, gdy zginęli. Babcia opowiadała, że są bohaterami, tak jak wujek Harry. Jednak dziewczyna nadal tego nie rozumiała. Po co oni brali udział w tej bitwie? Dlaczego zostawili ją i Teddy’ego? Otarła dłonią łzy i położyła głowę na poduszce. Śnili jej się rodzice...

Wieczorem Violet jak zwykle weszła pierwsza do łazienki. Cała rodzina wie, że Viola potrafi naprawdę długo tam przesiedzieć, więc tego lata Draco postanowił wybudować drugą. Dzisiaj jednak jest trochę inaczej…Jutro cała rodzina wyrusza na ulicę Pokątną, aby kupić najpotrzebniejsze rzeczy do szkoły dla Violet i Scorpius’a, dlatego kobiety jak kobiety, muszą się długo szykować, nie tylko rano, ale też wieczorem. I w tej właśnie chwili dwie łazienki są zajęte. Jedna przez Violet, a druga przez jej matkę. Scorpio potrzebuje pilnego skorzystania z toalety. Biedak dobijał się już do drzwi matki, jednak stamtąd odpędził go Draco, więc chłopiec poszedł do drugiej łazienki, gdzie ogarnia się jego siostra. Nie był pewny czy zapukać, ona i tak się wścieknie, że będzie kazał jej na chwilę wyjść. Ale ile już ma się poniżać przed nią? Co z tego, że jest starsza. Łazienka jest wspólna i mają używać jej razem.
Zapukał do drzwi.
-Czego?- usłyszał zirytowany głos Violi.
-Mogłabyś na chwilę wyjść z łazienki?- spytał dość z wielką pewnością siebie.
Chwila ciszy.
-Czy masz jakiś nakaz, żebym musiała wyjść?
-Nie…
-No właśnie, więc wynocha! Łazienka jest zajęta, trzeba było załatwiać w niej swoje sprawy wcześniej
-No, ale Violka!- Zaczął się już denerwować. Jak on żałuje, że dopiero jutro będzie miał swoją różdżkę! W tym roku trochę wcześniej wybiorą się na zakupy, ponieważ rodzice mieli od groma pracy…i brak wolnej chwili.
-Powiedziałam idź stąd!
Scorpio uderzył pięścią w drzwi.
Violet z hukiem otworzyła drzwi i przyłożyła swoją różdżkę do czoła brata.
-Jeszcze raz tak zrobisz, to twój krzywy ryj będzie jeszcze bardziej krzywy, że nawet starzy cię nie poznają!
Scorpio trochę się przestraszył. Strzeliła w czuły punkt. On nie posiada różdżki i nie może jeszcze rzucać zaklęć.
-Expelliarmus!
Nagle różdżka Violet uciekła z jej rąk i poleciała wzdłuż korytarza, prosto do ręki ojca. W drugiej ręce, trzymał swoją różdżkę.
-Co to ma znaczyć?- Pierw gniewnym wzrokiem spojrzał na synka, potem na córkę.- Co tu się wyprawia?!
-Bo ona…
-Bo on…-Zaczęli w tym samym czasie.
-Cisza! Pierw Scorpius. Opowiedz swoją wersję.
Violet odrzuciła swoje długie jasne włosy za plecy i skrzyżowała ręce na piersiach.
-Chciałem do łazienki, więc poprosiłem Violet, żeby użyczyła mi łazienki, ale jak zwykle ona z ryjem do mnie…
-Tak, a potem waliłeś w drzwi pięściami!
-Bo nie chciałaś mnie wpuścić!
-Dobrze wiesz, że o tej porze to ja zawsze siedzę w łazience!
-Dość! Nie wytrzymam z wami ani chwili dłużej! Odkąd zaczęły się wakacje to nie ma dnia, żebyście się nie kłócili! Nawet nie wiecie jak strasznie się cieszę, z waszego wyjazdu do Hogwartu!- Zrobił mała przerwę.- Odcinam wam obojgu kieszonkowe. A ty Violet pamiętaj, że nie możesz używać czarów poza szkołą, ponieważ wywalą Cię z niej.
Popatrzył na nią groźnym wzrokiem i oddał różdżkę.
-Do swoich pokoi, ale już!- huknął i odszedł.
Blondynka posłała swojemu bratu mordercze spojrzenie i wycofała się do łazienki po swoje rzeczy. Potem pomaszerowała dumnie do swojego pokoju, gdzie zatrzasnęła drzwi.
-Ona też się cieszy, że wyjeżdża do Hogwartu. Jedyna wada jest taka, że od tego roku, do szkoły będzie uczęszczał również jej brat…dobrze, że ma Elenę. Będzie mogła się jej wygadać.
Przebrała się w cienką fioletową piżamę i położyła do łóżka. Trochę zastanawiała się, czy przeprosić swojego brata, ale jednak uznała, że nie jest do tego zdolna, więc zasnęła.

Nastał ranek. Dziewczynę leżącą w łóżku, obudziły promienie słoneczne padające jej na twarz. Przewróciła się na drugi bok, zasłoniła głowę poduszką i zamknęła oczy. Jeszcze trochę pośpi, w końcu to ostatni dzień wakacji. Już jutro wyjeżdża do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Jest bardzo podekscytowana. Ile to ona słyszała wspaniałych pogłosek o tej szkole od braci. Sama wyobrażała siebie w szkolnym mundurku i różdżką w ręku. James i Albus są niezadowoleni tylko z jednego powodu. Mianowicie, ich ojciec, Harry Potter zajął miejsce dyrektora szkoły, a ich matka, Ginny Potter, objęła stanowisko nauczycielki Transmutacji. To jednak nie przeszkadzało Lily, wręcz przeciwnie, cieszy się z tego powodu. Chłopaki jednak uważają, że zmieni zdanie z wiekiem. Ona jednak myśli, że to bzdura…co roku spędza z rodzicami dwa miesiące wakacji i Boże Narodzenie. Tak, to zawsze przebywali w Hogwarcie, a Lily zajmowali się rodzice Rona. Harry i Ginny są im za to niezmiernie wdzięczni.
Lily czuła jak odpływa, jak otacza ją sen. Wtem ktoś zaczął walić do drzwi.
-Wstawaj mała!- Rozpoznała głos Albusa.
-Spóźnisz się na śniadanie!- dodał James.
Dziewczynka usiadła na łóżku.
-Zaraz!
-Lepiej chodź teraz, bo nie zostanie dla ciebie nic z pysznych naleśników, które zrobiła nam mama- powiedział pierwszy.
Więcej dla Lily nie było trzeba. Wyskoczyła z łóżka i włożyła swoje kapcie. Kiedy wyszła na korytarz domu, to braci już nie było. Zeszła po schodach i po chwili znalazła się w kuchni. James i Albus siedzą przy stole i opychają się naleśnikami z czekoladą i miodem. Ginny trzyma przed sobą wysoko uniesioną różdżkę i sprawia, że naczynia same się myją.
-Witaj Lily- przywitała się z córką.- Siadaj do stołu, bo nic ci nie zostanie.
Posłusznie usiadła na krześle i wzięła jednego naleśnika. Posmarowała go czekoladą i zaczęła jeść. James sięgną po karton soku pomarańczowego i spojrzał na siostrę.
-Nalać ci soku?
Gdy kiwnęła głową, to chłopak wziął czystą szklankę i podał ją siostrze. Lily dalej jadła. Albus sięgną po ostatniego naleśnika, ale Ginny złapała go za nadgarstek.
-Nie tak prędko, wy dwaj- spojrzała po twarzach chłopaków- zjedliście już prawie wszystko. Dajcie zjeść Lily.
Albus spojrzał na dziewczynkę.
-Lily, czy będziesz jadła tego ostatniego naleśnika?
Pokiwała przecząco głową, nie mogła odpowiedzieć, ponieważ ustach miała jedzenie.
-To nie.- Tutaj mama nie sprzeciwiała się. Puściła rękę syna i dała mu zjeść. Kiedy mieli już pełne brzuchy powiedziała:
-Szykujcie swoje rzeczy i ubierzcie się. Po obiedzie wyruszymy na ulicę Pokątną kupić wam najpotrzebniejsze rzeczy..- Uśmiechnęła się do dzieci i sama poszła do swojego pokoju.
Harry już od dawna jest w Hogwarcie i przygotowuje szkołę do nadchodzącego roku szkolnego. Trójka rodzeństwa rozeszła się do swoich pokoi i zaczęli się szykować.

-Uspokoicie się?!- głosy Ginny poniósł się echem po całym mieszkaniu. James i Albus zlecieli ze swoich mioteł słysząc głos zdenerwowanej matki. Lepiej z nią nie dyskutować, kiedy jest doprowadzona do granic wytrzymałości. Pospiesznie zakryli miotły. Jednak to im już nie pomogło... Po prostu było za późno.
-Zgłupieliście?! Pomyśleliście, co by się stało, gdyby ktoś was zobaczył?! Mam wysłać sowę do ojca?! Jakbyście nie wiedzieli, że jest już wystarczająco zapracowany, a tu pod jego dachem na miotłach latacie!- skończyła tylko na chwilkę, aby nabrać powietrza, lecz chłopcy po kilkuletnim doświadczeniu wiedzieli, ze w takich momentach jest najlepszy czas na przeprosiny.
-Wybacz mamusiu...-powiedzieli skruszonym głosem, ze spuszczoną głowa i smutną miną. Ginny spojrzała na nich wściekłym wzrokiem, które momentalnie złagodniało. Kochała swoje dzieci, pomimo tego, że często pakowali się w kłopoty, uwielbiali sztuczki oraz kawały. Bardzo przypominali jej Freda i Georga oraz Rona.
-No nic się nie stało. Jednak sowę do ojca wyślę. Niech wie, że nadal nie jestem przekonana co do trzymania waszych mioteł w domu.- rudowłosa się uśmiechnęła pod nosem na widok min swoich synów. Wyszła z korytarza i znalazła się w kuchni, nadzorując pracę składników obiadu. Nie usłyszała rozmowy Albusa i Jamesa, którym napędziła niezłego strachu.
-Słyszałeś Al? Tata nie będzie zadowolony. No wiesz...jest dyrektorem Hogwartu, a właśnie przed chwilą załatwiliśmy mu jeden list więcej, a w dodatku spowolniliśmy nasz wypad na Ulicę Pokątną. Myślisz, że się mocno zdenerwuje?
-Spokojnie James. Nic się nie stanie. Ile razy widziałeś żeby tata się denerwował? Ja ani razu, a przy nas już dawno sobie wyrobił cierpliwość. Teraz lepiej chodźmy spakować ubrania, bo po zakupach nie będzie czasu.. -Te słowa pocieszyły obu chłopców, którzy poszli swoich pokojów.
Ich rozmowie przysłuchiwała się pewna dziewczynka. Młodsza siostra Albusa i Jamesa o imieniu Lily. Szybko schowała się w kuchni i zaczęła rozmyślać o nowej szkole. Czy tam jest tak wspaniale jak zawsze myślała? Czy dostanie się do Gryffindoru? A najważniejsze, czy znajdzie jakiś fajnych znajomych....Mama zauważyła jej zamyślony wyraz twarzy. Wiedziała dokładnie, o czym dziewczyna myśli. W końcu kiedyś miała takie same dylematy.
-Będzie dobrze córeczko. Hogwart to wspaniałe miejsce, a teraz wołaj braci, obiad za chwilkę. -Lily wiedziała, że mama była najmłodsza z rodzeństwa. Z uśmiechem na twarzy poszła po Albusa i Jamesa. Po zjedzonym posiłku ubrali się i stanęli przy kominku. Ginny ściągnęła z szafki zielony proszek i nasypała trochę każdemu dziecku.
-Wiecie jak używać Proszku Fiuu. Nie robicie tego pierwszy raz, więc bez wygłupów. –Tutaj zrobiła pałzę i wymownie spojrzała na Albusa i Jamesa. Ci tylko się uśmiechnęli. Pierwszy był James. Wrzucił do kominka zielony proszek, który buchnął zielonymi promieniami, w które po chwili wszedł. Krzyknął „ULICA POKĄTNA” i zniknął w kłębach dymu. Albus zrobił to samo. Kiedy została tylko Ginny i Lily, ta pierwsza się odezwała.
-Lily, chcesz ze mną?
-Tak. –powiedziała blada jak ściana dziewczynka. Ginny wrzuciła proszek do kominka i złapała za rękę Lily. Po chwili zniknęły tak samo jak chłopcy.
--------------------------------------------
Witamy. Wreszcie udało nam się wstawić pierwszy rozdział^^
Nie było nad nim dużo pracy, no ale sami wiecie, SZKOŁA.
Mimo iż gimbaza nas wzywa codziennie i ma duże wymagania, postaramy się wstawiać rozdziały regularnie. Mam nadzieję, że się podobało:)

PS. Przepraszamy za błędy jeśli jakieś są. Wika, ZAMILCZ.


10 komentarzy:

  1. Nieeee!Nie będę milczeć!Tylko Anakin ma prawo mnie uciszać ! :D
    A tak poza tym magicznie.;>
    Rozdzialik genialny, moje oko widzi błędy(Dzięki temu odkryłam co pisałaś SM.:)) Czekam na kolejny równie ciekawy rozdział.;]
    Niech moc będzie z Wami.;d
    Padawan Wika.;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że to nie są jakieś mocno rażące w oczy błędy ^^
      Starałam się je poprawić, ale chyba z marnym skutkiem xd

      Usuń
  2. No tak, ty wiesz jakie ja robię błędy:p
    Phi, więc na GG masz mi napisać, co ja pisałam^^
    I jezu...nie zwracaj uwagi na błędy, bo mam słownik xD ale na treść;p
    Bo wyślę do Ciebie Basona-.- xD
    Lady Sith.

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział naprawdę . nwm czemu ale mam dziwne przeczucia kim może naprawdę okazać się Ares ,mam na myśli ten znak . :D z resztą nwm czy jego imię nie jest zaczerpnięte z mitologi gdyż Ares był bogiem wojny i czy czasem to nie ma sobą czegoś wspólnego . xd czekam na kolejny rozdział . <3
    ps . rozdział o SM przeczytam dziś może lub jutro napewno . :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Imię Aresa rzeczywiście jest zaczerpnięte z mitologii :)
      Więcej raczej ujawniać mi nie wolno, bo wolę nie wyobrażać sobie reakcji Shadowsowej :D

      Usuń
    2. Hahahahahaha xD
      Tia, jestem aż taka straszna?:D

      Usuń
    3. Hm...tego..no...Myślę, że nie :D

      Usuń
    4. ;>
      Będę Cię mieć na moim zacnym oczku;)
      PS. Wiem, że zanim to przeczytasz to bd na GG, ale weź na nie wejdź...(to zrozumie tylko szlachta:D Jeśli to zrozumiałeś, to witaj w naszym gronie:D)

      Usuń
  4. Naprawdę bardzo dobry rozdział!!!! ;) . Po raz pierwszy trafiłam na blog, który kontynuuje Harrego Pottera. Naprawdę świetne! Mam nadzieje, że kolejny rozdział pojawi się w krótkim czasie... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze powiem tak...teraz czekam tylko na Tię, ponieważ zaszła maleńka zmiana...jeśli nie będzie miała nic przeciwko to sprawdzi się rozdział i wstawi jeszcze dzisiaj.:)

      Usuń